Bez wiochy ani rusz!



Postanowiłam, że dam Wam pooddychać i oszczędzę tym razem aranżacji stołowej. Ostrzegam jednak byście przygotowali się na następny wpis. Ale to niebawem. Dzisiaj znowu pokażę Wam trochę mojej wiochy. Zdjęcia robiłam pod koniec grudnia, ale tak mi schodziło z ich selekcją, że nastał luty.



W ten dzień, mimo mrozu, pięknie świeciło słońce. Wiocha nabrała niebywałego klimatu. Trawa wyglądała niemal jak na wiosnę i tak cudnie pachniało lasem. Czego więcej trzeba? Doborowego towarzystwa, a na to mogłam liczyć. Tym bardziej, że w kieszeni miałam smakołyki, które wodziły za nos, pewnego włochatego kawalera. Idźcie niżej...najpierw zobaczycie jego oczy :)



Na Dolnym Śląsku, poniemieckie domy mają swoją duszę. Nie raz zastanawiam się jacy ludzie w nim mieszkali, przed moimi pradziadkami i dziadkami. Dla mnie to nie tylko stare mury. Dla mnie to dom rodzinny. Pierwsze moje miejsce na ziemi zaraz po urodzeniu. Rzeka przed domem to Nysa Szalona. Latem jest głośna bo bez skrępowania "rozmawia" z kamieniami. Uwielbiam ten odgłos.



Jak tam jest? Ja nie jestem obiektywna. Chociaż na pewno słyszeliście o urokach Dolnego Śląska, a ja mogę tylko te zachwyty potwierdzić. Teraz mieszkam na Zagłębiu, w mieście, ale zawsze będę dziewczyną ze wsi. Zawsze będę dziewczyną z Dolnego Śląska. I zapewniam Was, że to niebywały stan umysłu :)





No i macie te oczyska! Piki jest wielki i przybrało mu się na zimę. Jak przyjeżdżamy to jego radość nie ma granic. Znamy się od jego maleńkości i mimo, że nas widzi parę razy w roku, traktuje nas jak domowników. Uwielbiam go za to, że jest trochę takim...wielkim ciamajdą i boi się np. domowego, małego królika. Jest niezwykle łagodny i uwielbia dzieci. Inne zdanie mają jednak sąsiedzi, którzy czasami usiłują dostać się na posesję :) No ale sami zobaczcie jaki jest piękny! I radosny :)















Jeszcze raz zerknijcie na wiejską bestię :)





Często chodzimy na spacery do lasu. Tu też jest pięknie i magicznie.



I nawet spotkałam motyla! 
Motyl w środku zimy to niemałe wydarzenie.



W żółtym kościele zostałam ochrzczona. Zawsze chciałam wziąć w nim ślub ale wylądowałam w innym kościele. Ślub mnie tam ominął, ale za to mój mąż oświadczył mi się, na wieży pobliskiego zamku w Bolkowie. Wiedział jaki mam sentyment do tych stron, więc wywiózł mnie tam i "zatargał" na zamek. Było warto :))) I jest co wspominać.



Dotarłam do końca. Czy Wy też macie podobnego bzika na punkcie swoich rodzinnych stron? 
Jakie macie korzenie? W następnym poście aranżacja stołu i przy tej okazji poznacie Hutę Szkła Kryształowego "Julia" i "Świat Lnu". Co je łączy? Zgadniecie?


Pozdrawiam Was serdecznie i miłego weekendu życzę!


Zoyka


Zobacz inne posty

9 komentarzy:

  1. Przepiękne zdjęcia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudna wiocha:-))) Uwielbiam takie klimaty:-))) Piesio fantastyczny:-)))
    Pozdrawiam serdecznie:-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. piękne miejsce :) zawsze kiedy mam okazję tamtędy przejeżdżać jestem pod wrażeniem tych 'wioch' ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. To musi być fajna wioska, foty 4-6 powalają, niesamowicie klimatyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne zdjęcia. Taki klimat, że człowiek natychmiast ma ochotę się tam znaleźć, a tu nam zostaje tylko zmagać się ze smogiem. Pozdrawiam J.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj jak bardzo chciałabym być dziewczyną z takiej wiochy, choć nigdy na niej nie mieszkałam, o niczym innym tak nie marzę, no może tylko o domku nad oceanem, ale też na wsi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Natura, dom, pies, cisza, spokój... cudownie! Dobrze, że to ten wpis zostawiłam sobie na koniec. Mogę ukoić ducha po spotkaniu z kryształami :-D

    Pozdrawiam, Ania z D.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne zdjęcia, i piesek taki wesoły

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło jeśli pozostawisz po sobie znak :) dziękuję !